Jako że wiosna coraz bliżej, postanowiłam się wziąć za siebie. Bez bicia przyznaję, że styczeń był dla mnie bardzo leniwym miesiącem. W związku z tym, że nie czułam się z tą bezczynnością najlepiej, a nie ma nic gorszego, kiedy czujesz, że czas przecieka Ci przez palce - postanowiłam DZIAŁAĆ. Zaczęłam od przyniesienia do domu odrobiny wiosny :) Nie wiem, czemu (to chyba takie moje zboczenie), ale kiedy mam bukiet świeżych kwiatów na stole, to buzia sama mi się śmieje, a poranna kawa smakuje zupełnie inaczej :)
Tarty, to jest coś! Czemu dowiedziałam się o tym tak późno? Pewnego sobotniego popołudnia miałam ogromną ochotę na coś słodkiego (to u mnie dość sporadyczna zachcianka). Za ciastami (oprócz szarlotki rzecz jasna) nie przepadam i szukałam jakieś ciekawej alternatywy... A jak to mówią - szukajcie, a znajdziecie. Moja mina, kiedy wzięłam do buzi pierwszy gryz bananowo-karmelowej tarty - bezcenna :) Naprawdę polecam, zważywszy na to, że nie trzeba jej piec, więc nie ma obawy, że coś nam nie wyjdzie.
Sukienkę z Atmosphere dorwałam w lumpie za 19 zł, te bufki na ramionach wyglądają naprawdę uroczo.
A makaron z cukinią, piersią z kurczaka, pomidorkami suszonymi podany na rukoli to ostatnio moje ulubione danie.
Jutro, później, zaraz, po weekendzie itd. Mowa oczywiście o ćwiczeniach. Która z nas tego nie przerabiała? Jak trudno jest czasem oderwać się od ulubionej książki albo serialu, zwlec się z wygodnej kanapy i pozostawić ulubiony, ciepły koc na pastwę losu. Ja zbierałam się do aktywności fizycznej już od dobrych kilku dni, ale kiedy zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia, stwierdziłam, że to właśnie TEN czas :)
Najtrudniej jest zacząć, potem już jest tylko z górki, a duma i radość z rozliczania się z postanowień - nie do opisania.
Podsumowując, stawiajmy sobie wyżej poprzeczki i nie spoczywajmy na laurach:)